Heloł ewryłan, tutaj Robert z Domu Pachnącego Żywicą.
Dziś niedziela i to nie tak miał wyglądać ten dzień. Miałem leżeć, leniuchować, odpoczywać po tygodniu całym spędzonym na ganianiu między kuchnia, garażem, kotłownią...
Nie da się ukryć, że czas kiedy owoce zamieniają się w wino, cydr oraz inne przetwory jest okresem kiedy maksymalnie staram się wykorzystać dwudziestoczterogodzinną dobę. Do tego wszystkiego goście którzy oprócz noclegu, korzystali także z przygotowywanych przez nas śniadań wycinali kilkugodzinną część tej doby. Nie, nie żalę się wcale, to w końcu także moja praca. I w ogóle nie o tym miałem pisać. Ze wstępu wyszła bez mała nowela.
Położyłem się w przedpokoju na ławeczce - to mnie wygnali, uprzednio robiąc zdjęcia - "co też Robuś wyczynia".
Pomyślałem że pójdę na grzyby looknąć do lasu. W końcu poprzedni tydzień to prawie cały czas siąpiący z nieba tlenek wodoru, będzie więc szansa na jakieś fajnie wyrośnięte kapeluszaki porastające bezkresne obszary otaczające moją chałupę.
Werbalizując moje myśli już widziałem zasmuconą minę mojej Kasi -"cały tydzień się męczysz, może w niedzielę odpoczniesz?" . To zacząłem odpoczywać od sprawdzenia poczty, YouTube, Fejsa...
W tym samym mniej więcej czasie moja żonanarzeczona wymyśliła jednak, że umyje podłogę w kuchni -"mógłbyś się przesunąc mężu?"....poszedłem na grzyby...
I tutaj dopiero zaczyna się właściwa część tego wpisu. Jak już ruszyłem w las to okazało się, że pojawiły się moje ulubione, ulubioniunie podgrzybki. Takie piękne, z ciemnym omszonym kapeluszem i żółtą nóżką, kiedyś nawet wiedziałem jak się nazywają, teraz akurat zapomniałem i nie chce mi się szukać, ale za to mogę załączyć fotę:
Tylko jest jedno ale, powodujące... jest takie ładne słowo...ooo, Dysonans poznawczy, bo te grzyby pojawiają się u schyłku jesieni dopiero, a patrząc do kalendarza to jesień niedawno się zaczęła!
No więc zbierałem je trochę zachwycony, trochę zasmucony, w międzyczasie odkrywając co jakiś czas zabłąkanego pieprznika, bo z tego co pamiętam z lat poprzednich to raczej wspólnie te owocniki nie występują. Tzn kurki kończą się sporo wcześniej, zanim pojawią się te piękne podgrzybki.O właśnie mi się przypomniało, że już zdaje się wszystkie podgrzybki powinniśmy nazywać prawdziwkami, bo po badaniach genetycznych zapewne amerykańskich naukowców....muszę odświeżyć sobie tą informację, bo jakoś mi wyblakła w głowie.
Ostatnio mam tak, że masę rzeczy zapominam. Tzn. nie czynności które muszę wykonać, zdążyć na umówione spotkanie...zapominam słów, zwrotów, sformułowań i muszę zastępować je innymi...może to jakaś forma albo początki choroby Alzheimera? ;p Dlatego lepszym i prostszym rozwiązaniem wydaje mi się pisanie na blogu niż kręcenie vlogów. W blogu zawsze mogę coś wyedytować, sprawdzić, wrócić, wkleić. Niby w filmie także można w czasie postprocessingu wiele poprawić, dograć, ale wymaga to sporo więcej zachodu i czasu.
Wracając do grzybów, może ja nie do końca wiem kiedy one mogą występować wspólnie, w końcu mieszkam tutaj zaledwie cztery lata. Już kiedyś słyszałem że jestem..jak to było...spadochroniarzem :) , znaczy że przeprowadziłem się do tej miejscowości gdzie każdy się zna od pokoleń, to jest czyjaś ciocia, a tam mieszka czyjś brat, wujek, szwagier. Tak czy inaczej może kiedyś te podgrzybki wraz z kurkami występowały wspólnie jednak ja tego doświadczam pierwszy raz.
A dlaczego o tym piszę ? Bo jakoś dziwnie wydaj mi się już od połowy wakacji, że przyroda strasznie szybko tego roku spieszy się do zimy. Rośliny szybko kwitły i owocowały, i szybko przekwitały. Winogrona do zbioru gotowe były sporo wcześniej, a może to i lepiej bo potem zaczęło lać i temperatura 5 stopni w dzień nie była zbyt przyjazna nie tylko dla nich, bo mi zadek także lekko wymroziło.
Złotej Polskiej Jesieni było raptem może z tydzień?
Wieszczę zatem rychłe nadejście srogiej zimy, bez pomocy amerykańskich czy rosyjskich naukowców.
A może nie? Fajnie było by gdybym się jednak mylił i parę tygodni jeszcze fajnego jesiennego słoneczka ogrzało moje lekkopółstarawe kości.
Tooo możeee... pójdę już umyć zęby, bo to niehigienicznie tak tyle pisać bez tego...dobrze że Bożeny nie było w lesie ;) bo wstyd się odezwać..
Czy ja na pewno tym miałem dziś pisać?
Pozdro.
P.S. Kań nie zbierałem, bo nie ma ich potem komu u nas jeść, a ja nie miałem smaka dziś, może jutro...